//cdn.cookie-script.com/s/b5c5d58bf71027d97fd9569f42b7a119.js

Powódź – lipiec 1997 – kronika wspomnień z naszych osiedli

Mimo iż upływa właśnie 20 lat od wielkiej powodzi, wciąż nie sposób przejść obojętnie wobec tamtych lipcowych wydarzeń z 1997 roku. Kto pamięta jak to wszystko się zaczęło u nas?

Na początku mimo medialnych ostrzeżeń o wysokiej fali nikt chyba tak na prawdę nie wierzył do końca, że będzie aż tak źle i że wysoka woda pojawi się również na naszych osiedlach. Najbardziej odczuli to mieszkańcy Strachocina, trochę mniej Swojczyc i chyba najłagodniej powódź potraktowała Wojnów. Dość poważnie ucierpieli również nasi sąsiedzi z Kowal.

Największa fala powodziowa do Wrocławia dotarła 12 lipca 1997r. Powódź w 1997 była unikalna w historii Polski – w dorzeczu górnej Odry fala powodziowa przekroczyła o 2-3 m najwyższe notowane dotąd stany wód. Bilans powodzi to 55 ofiar śmiertelnych, straty materialne szacowane na około 12 mld złotych. W wyniku powodzi dach nad głową straciło 7000 ludzi, straty z tytułu zniszczenia majątku poniosło 9000 firm. Woda zniszczyła lub uszkodziła 680 000 mieszkań, 4000 mostów, 14 400 km dróg, 613 km wałów przeciwpowodziowych i 500 000 ha upraw.

Dla upamiętnienia tamtych wydarzeń chcielibyśmy zebrać na stronie Państwa wspomnienia z tego okresu…

W Galerii już teraz znajdziecie zdjęcia z naszych osiedli i okolic upamiętniające tamte tragiczne dni…czekamy tylko na Wasze wspomnienia, które będą dopełnieniem historii z lipca 1997 roku.

Piszcie do nas na adres: swojczyce@gmail.com, lub w komentarzach na stronie

Wszystkie nadesłane materiały opublikujemy jako wspólny dokument pod nazwą: Kronika Powodzi osiedli Strachocin Swojczyce Wojnów

Dla zachęty poniżej moje własne wspomnienia, zebrane na szybko, ale mam nadzieję, że pokażą choć trochę klimat tamtych dni i zachęcą innych do opisania swoich:

Próbuję sobie przypomnieć szczegółowy rozwój wydarzeń w tamtym czasie, ale niestety pamięć jest zawodna, pozostały tylko wspomnienia oparte na kilku epizodach i trochę zdjęć, poza tym większość czasu w tamtym okresie musiałem spędzić na dyżurze w pracy w ramach akcji powodziowej. Pamiętam jednak, że przed nadejściem fali kulminacyjnej zdążyłem jeszcze z pomocą sąsiada odstawić auto swoje i teścia na wzgórze na ul. Ceglanej po starym wysypisku śmieci.

Jak się okazało wzgórze to podczas powodzi dla wielu mieszkańców było niczym Arka Noego, samochody, zwierzęta z pobliskich gospodarstw i mnóstwo ludzi, którzy mogli z góry obserwować co się dzieje wokół. Niepokój i niepewność, na pewno strach przed nieznanym i tylko jakieś ulotne poczucie bezpieczeństwa, że tu na górze na pewno nic złego się nie stanie. Podobną rolę pełniła w tym czasie niemal każda górka w okolicy, teren wokół kościoła św. Jacka na Swojczycach był wypełniony po brzegi, głównie autami. Podobnie okolice Mostów Chrobrego mimo bliskości rzeki, szczególnie od strony Sępolna i Biskupina.

Dzień wcześniej zawiozłem żonę i szwagierkę do rodziców na Popowicach, znów to samo myślenie – tam są wysokie bloki więc szanse dużo większe niż w małym domku na Swojczycach. Dla niektórych okazało się to zgubne, kuzyn z żoną postanowił przeczekać powódź u rodziny na Kozanowie zamiast na Wojnowie, pojechali autem, wrócili na piechotę – samochód zniszczyła prawie 3-metrowa fala i wojskowy wóz opancerzony, do tego przez kilka dni dowożono im żywność łodziami…

Jakby mało było innych wrażeń od początku towarzyszył nam podwójny stres, żona była w 7 miesiącu ciąży, a Ja muszę Ją zostawić i wracać do pracy żeby bronić elektrowni przed powodzią. Kilka dni później koleżanka z Kowal będąca w podobnej sytuacji nie wytrzymała – do karetki w okolice Krzywoustego przewożono ją pontonem aby mogła urodzić w szpitalu, na szczęście zdążyła…

Niestety nad wieloma sprawami i problemami nie było czasu na zastanawianie się, powrót z Popowic na Swojczyce trwał chyba ze dwie godziny, cały Wrocław szykował się na powódź i coraz to kolejne ulice i rejony miasta stawały się nieprzejezdne. Udało się jednak w końcu dotrzeć do pracy, w której spędziłem niemal 5 dni bez przerwy (pamiętam drzemki na łóżku polowym, zawsze na brzuchu z ręką przy ziemi gdyby się okazało, że woda podeszła do obiektu w którym przebywaliśmy…)…

Po przejściu fali kulminacyjnej, kiedy woda chociaż powoli ale zaczęła już opadać, udało się wyrwać na trochę z pracy. Rowerem pożyczonym od kolegi ruszyłem z EW Janowice (Jeszkowice) na Strachocin sprawdzić co u rodziców żony – niestety komórka była jeszcze wtedy rzadkim i drogim luksusem, a telefony stacjonarne w większości nie działały przez powódź. Droga do Wojnowa odbyła się bez większych problemów, cały czas główną drogą i co najważniejsze suchą, przez Kamieniec do Strachocińskiej. Mimo planowanego wysadzenia wałów w Łanach na całe szczęście dla naszych osiedli i okolicy akcja się nie udała…

Na Wojnowie życie kwitło, takie bynajmniej było pierwsze wrażenie. Nie było prądu ale to nie był problem, ludzie cieszyli się, że woda nie wdarła im się do domów i na posesje. W samochodach zaparkowanych przy ulicy głośno grały radia i zbierali się ludzie czekając na kolejne wiadomości o rozwoju sytuacji w centrum miasta – tak, radio w samochodzie było w tych dniach jedynym centrum informacji i oknem na świat. Wokół liczne grille, zapach pieczonej kiełbasy i innych uratowanych zapasów z lodówek…

Na wysokości szkoły krajobraz już jednak smutniejszy…woda stała na boisku i dalej na okolicznych ulicach, jadę jednak dalej i czym dalej w głąb osiedla, tym i wody więcej. Nie pamiętam już nawet w którym miejscu dokładnie musiałem zejść z roweru i próbować iść dalej pieszo z rowerem i butami na ramieniu. Doszedłem jakoś do Zagrodniczej, tam było chyba najgorzej, krok po kroku wzdłuż płotów i ogrodzeń aby na wszelki wypadek mieć się czego złapać.

Rower ciążył coraz bardziej ale że pożyczony musiałem go pilnować, poza tym za 2-3 godziny miałem w planach powrót do pracy do Jeszkowic. Krótka przerwa na papierosa koło budki telefonicznej (pamiętacie ją?) i dalej do Włościańskiej, wokół wszędzie woda, dobry metr i więcej miejscami, ludzie na tarasach i balkonach w podobnej sytuacji jak na Wojnowie, grille, butle gazowe i maszynki, żyć jakoś trzeba, jeszcze 200 metrów i jestem u celu…teściowa już dokłada na grilla, teść macha z tarasu zdziwiony co Ja tutaj robię po pas w wodzie?

Przebrany w suche ubrania i najedzony musiałem szykować się do drogi powrotnej, drugie ubranie na przebranie spakowane w plecaku i znów rejs po wodzie z pożyczonym rowerem na ramieniu, Włościańską, Zagrodniczą i Strachocińską do Wojnowa gdzie suchy ląd. Dodatkowy balast stanowiła wyprawka od teściowej abyśmy jakoś tam przetrwali do końca powodzi… U kuzynki na końcu Wojnowa kolejne przebranie z mokrego ubrania i już suchy rowerem dalej do Jeszkowic ratować elektrownię…

Wróciłem jakoś po dwóch kolejnych dniach kiedy woda znacznie już opadła i odsłoniła wszystkie szkody jakie wyrządziła przez tych kilka dni, domek na Swojczycach przetrwał prawie bezboleśnie, woda dostała się tylko na posesję ale do budynku nie weszła. Udało się przywieźć żonę z Popowic, na szczęście nie urodziła przed czasem 🙂

Wszystko niby powoli wracało do normy, czekało nas wiele tygodni prac przy usuwaniu skutków powodzi, wszędzie można było spotkać worki z piaskiem i stare meble oraz inne rzeczy z zalanych domów. Każda ciemna chmura na niebie budziła lęk przed tym co przyszło nam niedawno przeżyć, gdzieś w głębi ten lęk przed żywiołem pozostał chyba do dzisiaj…

Mariusz Tokarz


Jeśli posiadacie Państwo w swoich zbiorach jakieś cenne materiały fotograficzne i nie tylko, upamiętniające tamte dni na naszych osiedlach prosimy o kontakt na adres: swojczyce@gmail.com

0 - 0

Thank You For Your Vote!

Sorry You have Already Voted!

Mariusz Tokarz

Wrocławianin od urodzenia, miłośnik genealogii, historii Kresów Wschodnich i oczywiście Wrocławia. Aktywista miejski, radny osiedla w latach 2009 - 2021, autor i administrator serwisu - swojczyce.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *